czwartek, 25 kwietnia 2013

Dreamland


Kilka dni temu pisałam o wycieczce nad wodospad w okolicach Lardos. Okazało się, że takich właśnie miejsc jest znacznie więcej. Poniedziałkowa wyprawa nad drugi wodospad dała do zrozumienia, że rodyjska natura charakteryzuje się jeszcze większym zróżnicowaniem niż przypuszczałam do tej pory. Wodospad, który odwiedziliśmy kilka dni temu był znacznie wyższy i jeszcze piękniejszy od pierwszego. Byłam wprost oczarowana widokami i niezwykłą śródziemnomorską przyrodą. 

Robin na pierwszym planie w drodze nad wodospad

 Ale zacznijmy od początku. Zeszły poniedziałek był pierwszym dniem od momentu przyjazdu na Rodos, którego nie spędzałam w pracy. Pogoda sprzyjała pieszym wycieczkom, więc umówiliśmy się z Lizzy i Peterem na spacer do drugiego wodospadu. Natascha spędza obecnie tydzień w Londynie, dlatego skład naszej drużyny był nieco mniejszy. Liczny za to zwierzyniec nam towarzyszący. Robin - mieszaniec dobermana i rottweilera jako przywódca stada. Za nim dzielnie podążała mała Coco, czekoladowa labradorka sąsiadów Lizzy oraz spanielka Rubi. 
Peter jest znajomym Nataschy, który co roku spędza kilka tygodni na Rodos. Poznali się na Krecie, gdzie Natascha mieszkała przez kilka lat i prowadziła swoje centrum sportów wodnych. Od tego momentu Peter podąża za nią z wyspy na wyspę. Stał się niemalże członkiem rodziny, którego obdarzono zaufaniem. Obecnie opiekuje się zwierzętami i domem podczas gdy Natascha odkrywa uroki Londynu.


 
A my w drodze. Krętej, skalistej, wąskiej... Znacznie więcej wspinaczki niż ostatnio. Stromo, momentami dość niebezpiecznie. Spanielka Rubi co chwilę popiskuje oczekując naszej pomocy w przedostaniu się z jednej skały na drugą. Słońce przebija się przez gałęzie drzew, rzucając promienie na strumień rzeki. Jest ciepło, ale nie gorąco. Wprost wymarzona pogoda na spacer w tak niezwykłym zakątku naszej planety. Co jakiś czas zatrzymujemy się, aby odpocząć. Mogę wówczas popstrykać trochę zdjęć.

Podążam za Lizzy i Peterem

Robin nie odstępuje Lizzy na krok 


Coco i Rubi również trzymają się blisko
Chwila odpoczynku



uczestniczki wyprawy
Po około 45 minutach wędrówki dotarliśmy w końcu na miejsce. Widok zapierał dech w piersiach. Peter stwierdził, że jeśli miałby kiedyś jeszcze budować dom, to byłaby idealna lokalizacja. Absolutnie w to nie wątpię, gdyż wodospad jest wręcz bajeczny. Lizzy oznajmiła "oto nasza oaza". Myślę, że trudno by było znaleźć osobę, która zaprzeczyłaby jej słowom. Grecy mieszkający w Lardos rzadko jednak odwiedzają to miejsce. Niestety niewielu tu miłośników zwierząt wśród rdzennej społeczności. Dlatego cieszę się tym bardziej, że moi przyjaciele kochają czworonogi.
Gdy tylko zbliżyliśmy się do wodospadu, Lizzy od razu wskoczyła do wody. Po chwili wszyscy się w niej znaleźliśmy. To był istny szok termiczny, porównując temperaturę powietrza i wody. Jednak warto odważyć się na chwilę takiego szaleństwa. Zaraz po kąpieli wylegiwaliśmy się na nagrzanych przez słońce skałach. Zaledwie chwila wystarczyła na to, aby wyschnąć i ogrzać się.
Wędrówka w dół rzeki była już szybsza, chociaż spanielka Rubi zupełnie opadła z sił i nosiliśmy ją na zmianę, całą drogę powrotną. To była niesamowita wyprawa, fantastyczne widoki, świetna drużyna. I chociaż wodospady Lardos nie można porównywać z Niagarą, to na pewno warto je zobaczyć, gdyż robią niezapomniane wrażenie.




2 komentarze:

  1. wow!
    ale magiczne miejsce
    u nas w Barcelonie pogoda niestety sie popsula i od czwartku pada i pada- szkoda, bo wybralabym sie na jakas wycieczke :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Życzę aby pogoda poprawiła się, szczególnie że niedługo majówka :)
    Tutaj Grecy będą obchodzić prawosławne Święta Wielkanocne. Mam nadzieję, że uda mi się uczestniczyć wtedy w jakimś ciekawym wydarzeniu!
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń